Fika

Siedzę w autobusie jadącym z połowy drogi do Uppsali w stronę Sztokholmu. Jest 1:30, trzymam w rękach książkę delikatnie zaginając jej strony. Nie chcę włączać światła choć korci mnie w końcu poznać jej treść, nie wypada, większość osób przysypia, gładzę ją po okładce. Za oknem głęboki granat odcina czerń kształtu skandynawskiego lasu, patrząc na zbliżającą się łunę miasta wmawiam sobie, że to zorza polarna, którą tak bardzo chciałabym zobaczyć. Zmieniam piosenkę, Jestem piekielnie zmęczona ale nie ma to znaczenia. Nie ma najmniejszego znaczenia bo właśnie sunę autostradą E4 z tak znajomą sympatią wpatrując się w czerń szybko mijanych drzew. Stopniowo tracę przytomność. 



Jest coś wyjątkowego w podróżowaniu jesienią. Wiosną świat sam do siebie ciągnie, przebieram szybko nogami, żeby tylko się gdzieś ruszyć. Podróżowanie latem jest oczywistością. A jesień jest inna. Przychodzi taki moment, w którym urlopy zamieniają się w zwolnienia lekarskie, na półce w domu pojawia się miód do herbaty, w garnku powolutku grzeje się domowy rosół, a ja stojąc w dresie na końcach palców próbuję ściągnąć z ostatniej półki grube skarpety klnąc na swoje zabójcze metr sześćdziesiąt cztery. Jesienią podróżowanie jest spokojniejsze, ciche, a kroki stawiane tak jakby w rytm muzyki Ólafura Arnaldsa. 


Rzadko zdarza mi się od razu czuć gdzieś dobrze. Zawsze pierwszej nocy byle bezdomny wydaje mi się mordercą, miasto jakieś takie mało przyjazne, zimno w uszy, po co mi to wszystko. Idąc przez Sztokholm o 3 w nocy czułam jak spokój przelewał się między jego ulicami i wpadał wprost we mnie. Ani jednej niepokojącej miny, ani pół ukradkowego spojrzenia w boczną uliczkę. 





Sztokholm jest kawą. Nieustanną przerwą na kawę, której zapach rozpływa się po ulicach starego miasta. Ta chwila poświęcona na parę łyków mocy, trochę śmiechu, kilka przelotnych spojrzeń w oczy to Fika i jest tutaj niemalże świętością. I tak nam właśnie minął ten weekend - od kawy do  spaceru, od spaceru do herbaty i od herbaty do kawy. 





Sztokholm jest setką niewielkich łodzi urządzeniem zachęcających do przycupnięcia na chwilę, posiedzenia i porozmawiania. 









Jest miastem samotnych rowerów i ciepłych kamienic ze światłami zachęcająco zapraszającymi do środka.  






To kolejne z tych miast, w którym można by bez przerwy czytać książki i pisać bestsellery, co zresztą już się niektórym udało. 




 Patrząc na te stacje metra zastanawiałam się czemu wszystkie nie wyglądają w ten sposób. Taka sztuka w codzienności, dodatkowe kolory do wypłowiałego dnia, w którym wsiadasz do wagonu i bezmyślnie gapisz się przed siebie jadąc na koniec linii. 






Zamilknę teraz na chwilkę pozwalając Wam popatrzeć na zdjęcia pustych jesiennych ulic skandynawskiego miasta, które aż proszą się o kilka słów poezji lub nut arcydzieła. 

















No i jak? :) 


Loty z Krakowa do Sztokholmu są na tyle tanie, że bus jadący z lotniska do centrum miasta jest delikatnie od nich droższy. Wszystko da się zamknąć jednak w dość przyjemnej sumce przy wyjeździe podobnym do naszego. 





Tak więc plecaki na plecy, kilka koron i kabanosy w kieszeń! Gdybym w tej chwili miała wybierać między Sztokholmem a dość podobną do niego Pragą bez wahania ruszyłabym znów na północ. 


A ten konkretny zapach kawy, klimat ciasnych uliczek, czarny zarys drzew przy autostradzie i łuna-niby-to-zorza zostanie mi w głowie na długi czas. Taka to ratująca czystość umysłu Fika w miesiącu wypełnionym po brzegi łudząco podobnymi dniami. 
Podróżowanie pomaga nie zwariować. :)


Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty